Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Księga Gości (113)

103. 2013-12-02

W nawiązaniu do wypowiedzi Pana Tadeusza A. (TAN-a), pragnę zaznaczyć, że o ile kiedyś byłam młoda, damą nie byłam nigdy.

 

Pozdrawiam serdecznie


Podpis: Raisa Castorph



102. 2013-11-30

To było pisane żartobliwie i ironicznie. Nie lubię szczerych dialogów w internecie, szukam, zwłaszcza w literaturze rozrywki. Mój komentarz wręcz był zachętą by czytać i komentować, a nie nie czytać. Bardzo mi się podobało np. przywołanie Belfegora:) Takie komentarze dodają dodatkowego smaczku wulgarnym wierszom. Myślę, że mężczyźni już przez wieki powiedzieli wszystko. Teraz czas na kobiety. Trochę wody upłynie gdy i to nikogo nie będzie już szokować.


Podpis: czytelnik



101. 2013-11-30

                           

Ja w sprawie  wypowiedzi Pana   o nicku   „czytelnik”   na wątku  Z. Sz.  

 „Czytelnik”  sugeruje  bym nie czytał utworów, które mnie bulwersują lub mi się  nie podobają podejrzewając jednocześnie  o  wstydliwe  skłonności jakieś….   Ponieważ   nie wypada  prowadzić  polemiki  pod  cudzym  utworem,  a  chciałbym   wytłumaczyć,   z całym szacunkiem,  decyduję się odpisać   tu.

Szanowny Panie  Czytelniku, czytanie czegokolwiek nie szkodzi dojrzałym wewnętrznie  ludziom.  Pozwala  ocenić poziom   i   skalę pewnego   zjawiska według  własnych  norm i oczekiwań.  Czytania i komentowania   utworów  nikt  tu  nikomu  nie broni zwłaszcza, gdy wypływają   z potrzeby  szczerego dialogu, a nie tendencyjnej   złośliwości. Co do pokus, są one wpisane   w  życie każdego  człowieka,   lecz  moja   wypowiedź   nie  świadczy przecież  o nieszczerym działaniu  czy  tłamszeniu  lubieżnych skłonności. Po co miałbym je tłamsić? To nie  czasy, kiedy się  zwalczało takie pragnienia. Prawde mówiąc, nie jestem wcale taki  „święty”, tylko utwory wolę inne, a to nie jest   zabronione.

 Mimo równości praw, nie podobają mi się  zbyt śmiałe erotyki w wykonaniu  młodych dam. W wykonaniu  panów,  to już  prędzej.  

A  co tyczy ewent. omijania pewnych utworów czy ich  autorów,  to owszem, ale wcześniej  musiałem  wyrobić sobie zdanie o nich,  wchodząc w wulgarne  treści.

 


Podpis: Tadeusz A. (TAN)



100. 2013-04-07

No własnie, Piotrusia dawno nie było, a  ludzie zastanawiali sie, co też z Nim sie stało...  I czarne myśli chodziły po głowach, zwłaszcza tych o pesymistycznych. tendencjach  skojarzeń.. 

Witaj Piotrze! Hej!


Podpis: Czytaczka



99. 2013-04-07

Sprawdziłam i ja nie mam problemu z zalogowaniem się. Próbowałeś skorzystać z opcji przypomnij hasło? Czy mail się zmienił? Jeśli będize dalej problem przyślij maila na adres klubu.


Podpis: (A) Maja Hypki



98. 2013-04-07

Maja tu Piotr Czerwonko,czemu nie można się zalogować?


Podpis: piotr czerwonko



97. 2013-02-20

Chciałbym odpowiedzieć z szacunkiem na wpis z 2009-01-20 (40), Maja Hypki, chociaż przeczytałem wszystkie komentarze (wpisy).

Trafiłem na Klub Literacki Rubikon szukając poezji Barbary Elmanowskiej. Jestem pod ogromnym wrażeniem dojrzałej twórczości Pani Barbary. Chcę też powiedzieć, że grono poetów jest iście wyborne. Jestem świeżym

wielbicielem poezji i literatury i debiutantem w poezji (nigdzie niepublikowane, nawet w Internecie). Raz uczestniczyłem w spotkaniu

z pisarką Katarzyną Enerlich. Artur Rimbaud zakończył wcześnie z poezją. Ja z kolei zaczynam późno. O ile będę mógł jeszcze przeżyć tyle co A. Rimbaud pisał swoje wiersze, to będę przeszczęśliwy. Pewnie z moralnością każdy w większym lub mniejszym stopniu miał do czynienia, to jednak nie świadczy jeszcze o niczym, mogą być wyjątki. Można również pisać niemoralne wiersze o moralności. Zatem bardzo dziękuję za szczere zaproszenie do Klubu Literackiego Rubikon. Już w samej nazwie klubu, jest moc i siła, nie do walki na miecze, ale aby przejść siebie, żeby nie dzielić, a szukać i opowiadać słowem. Jeśli już wypowiem „kostka została rzucona”, to będzie oznaczało, że przekroczyłem granicę jedną

z monosylab i pojawię się wtedy na Waszej stronie, co będzie oznaczało, że mój poziom wierszy może ją reprezentować. Na ten czas muszę się jeszcze sporo nauczyć. Jak napisała Pani Barbara, nie wystarczą emocje, potrzeba jeszcze warsztatu, techniki i zasad. Samo słowo jest już „sztuką”, bo jeśli dobrze je ze sobą skomponujemy, powstanie piękny wiersz. Powstaje przez to wybitna poezja – niebanalna. Za poetę się nie uważam, bo to coś wyjątkowego, ale z pewnością jestem autorem swoich „wierszy”, jak napisała na swoim blogu Katarzyna Enerlich, choć pisze wiersze, to jednak poetką też się nie czuje.


Podpis: Wiesław Leszczyński



96. 2013-02-08

Dlaczego poezję traktuje się inaczej niż np. rzeźbę czy malarstwo? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ poezja wywodzi się z tego, co potrafi każdy z nas. Nie z pisma, bo istniała zanim powstało pismo, w tradycji ustnej, ale z mowy. A każdy z nas (poza gronem osób niepełnosprawnych oczywiście, ale mala liczba) potrafi mówić. Oczywiste jest, że nie każdy umie malować, rzeźbić, grać na jakimś instrumencie, ale każdy mówi. Mowa powstała po to by wyrazić drugiemu człowiekowi to co się myśli i czuje, przy czym musiały od razu powstać zasady, jeśli miała być kodem zrozumiałym dla danej grupy ludzi. I choć można określić wspólne zasady wszystkich języków, to tak naprawdę tych zasad jest bardzo mało. Czytałam nawet o o językach opartych na gwizdaniu, całkiem niepodobnych do naszego polskiego. Mowa więc od razu była też czynnikiem nie tylko scalającym, ale niemal od razu dzielącym ludzi. Ten, kto posługiwał się obcym językiem, zwykle stawał się wrogiem. Ludzie zaczęli też wybierać spośród siebie tych, którym łatwiej było składać i wymyślać słowa niż innym. Dzięki temu mogli od nich przejmować kalki językowe. I dla tego sztuka słowa nie istnieje bez odbiorcy, dla odbiorcy została stworzona. Szybko i tu włączył się element łączący, a zarazem dzielący ludzi. Różne grupy zaczęły wyodrębniać się ze społeczeństwa poprzez osobny język, niezrozumiały dla przedstawicieli innych grup. Tak powstały języki różnych profesji i oczywiście język elity. I tu dochodzimy do odwiecznej opozycji między kulturą niską i wysoką (nie wartościuję, tylko niska i wysoka pozycja społeczna). Warstwy niepiśmienne nie miały Basiu wyboru o którym piszesz, czyli nie znały zasad tworzenia sonetu itp. bo znać nie mogły. Nie znaczy to, że nie tworzyły poezji. Mieli ci ludzie bowiem takie same uczucia. Stworzyli zresztą własne gatunki. Do poznania elitarnych trzeba było pokończyć szkoły, do których osoby z poza elity nie miały wstępu. Ale czy tylko chodzi o szkołę? Otóż nie. Teraz żyjemy i w poprzednim wieku też żyliśmy w czasach powszechnej edukacji na poziomie podstawowym, a gdy ktoś ma wystarczająco samozaparcia to może będąc biednym skończyć i uniwersytet. Tyle, że to zwykle nie wystarczy. Kod kulturowy elity jest tak rozbudowany, że nie da się go opanować tylko w szkole. Pewne odwołania i zasady trzeba po prostu wynieść z domu. Po to te zasady powstają. Oczywiście można też to gigantyczną pracą nadrobić poza szkołą, czytając kilogramy książek i... przebywając z odpowiednimi ludźmi. Zresztą poeci i pisarze to zwykle tylko robią, są z ubogich domów i całe życie czytają i zabiegają o uwagę odpowiednich ludzi (mają po prostu więcej determinacji niż inni). Dwóch uczniów może być tak samo inteligentnych i kreatywnych, lecz tylko ten z w miarę inteligenckiego domu dostosuje się do norm obowiązujących w szkole. To tak jak test inteligencji afrykańskich dzieci. Kiepsko liczyły na liczbach (bo się nimi nie posługują, nie chodzą do szkoły), ale gdy te same działania robiły na pieniądzach (którymi od małego się posługują) liczyły równie dobrze, a nawet lepiej niż w europejskie dzieci. Ale w testach są liczby. I teraz pytanie, co zostaje uznane za najlepsze? Kim są ci spośród nas, którzy najlepiej składają słowa? To ci, którzy spodobają się najszerszemu kręgowi odbiorców, ci co najlepiej "trafią w punkt". Jeśli ktoś wyrazi myśli, których nikt, prócz niego nie zrozumie (co czasami dzieje się z myślami osób psychicznie chorych) to wpadną one w próżnię i zginą. Ale są dwa rodzaje zwycięzców. Ci namaszczeni przez masy i ci namaszczeni przez elitę. Ci pierwsi nie mają wyboru, bo nie czują zasad i gustów elity. Ci drudzy też nie nają wyboru, bo jeśli wybiorą komercję, zostaną wyklęci z grona Wielkich Artystów (a często potem w komercji odnaleść się nie mogą, bo jednak okazuje się, że również tu nie jest łatwo "trafić w punkt"). Poezja jest ukoronowaniem prób człowieka w dziedzinie tworzenia mowy. I choć elitarne grono zajęło wszystkie poetyckie wydawnictwa i periodyki, jest też poezja mająca masowego odbiorcę. Gdzie jest "szmuglowana"? A no w piosence, takiej jak w hicie ostatnim "Ona tańczy dla mnie". Tak było, jest i będzie. Bo jest też odwieczna sinusoida, którą rysuje się na polskim w szkole podstawowej. Jak sądzę teraz czas racjonalizmu się kończy. Znów elity intelektualne się skurczą (dlatego tak słabo idą tomiki poezji), a elementy kultury masowej wnikają do elitarnej, jak dawniej np. romantycy docenili ludowość. Nie ma co nad tym płakać. O ile świat się nie skończy, pewnie znów się to odmieni, choć nie za naszego życia. Warto zaznaczyć czym te dwa światy słowa się różnią. Ta masowa od czasów starożytnych jest taka sama, wciąż te same figury, odwieczne problemy, niezmienność ludzkiego losu. Ale to właśnie jest chyba sedno naszego życia, skoro wciąż się to powtarza. To jest prawda o człowieku i takie i tylko takie historie można przeżyć. Natomiast ars poetica od starożytności zajmuje się tworzeniem skomplikowanych zasad, jest zmienna. Jej zasady wydają się "odwieczne". Ale "obrazoburczy" buntownicy je obalają, by za chwilę stać się klasykami. Czemu tak jest? Nie opowiada ta poezja o tym, co przeżywa "każdy", ale "ten jeden i wybrany". Jest to przełamywanie tego, co w nas odwieczne, szukając czegoś innego. Heroiczne zadanie jak lot Ikara, a prawdopodobnie uderza w pustkę, gdyż nic nie ma  poza: "Ja uwielbiam ją, Ona tu jest i tańczy dla mnie, bo dobrze to wie, że porwę ją, i w sercu schowam na dnie" i nic więcej się za tym nie kryje. Ale pewności jednak nie ma. Ten los bywa osłodzony uznaniem przez grono podobnych i sławą "nieśmiertelną" wśród następnych pokoleń straceńców. Ale zwykle bywa goszkim niespełnieniem i niezrozumieniem. Wszak mowa powstała by łączyć, ale natychmiast podzieliła ludzi.


Podpis: (A) Maja Hypki



95. 2013-01-30

 

Jestem ciekawa, dlaczego to tylko poezja jest taką przestrzenią, w której niektórzy optują za brakiem profesjonalizmu? Dlaczego oczekujemy np. od hydraulika, że będzie specjalistą? Dlaczego nie chcemy, aby wykonywał swój zawód sercem i wyobraźnią? Mam wrażenie, że to się dzieje wyłącznie w temacie pisania. Malarstwo, rzeźba… Tu jakoś częściej i większość osób zdaje sobie sprawę, że jest potrzebne przygotowanie. Nie każdy tak się do tego miodu wyrywa. Śpiew, taniec… Nikt nie wątpi, że są potrzebne mozolne ćwiczenia. Dlaczego tak bardzo niektórzy ignorują poezję? Odbierają jej prawa do czegoś dobrego? Przecież w poezji, jak i w każdej innej dziedzinie, należy się doskonalić, należy się starać, zastanawiać nad narzędziami, których używa się w każdym wierszu. To przejaw odpowiedzialności wobec własnych wierszy, jeśli staramy się o ich formę, tym samym dbając o czytelnika. Odbierając poezji prawa do warsztatu, sprowadzamy ją do poziomu bardzo niskiego. Jednocześnie zrozumiałam już, dlaczego poetów i ich pracę się ignoruje. Bo skoro wystarczy czuć i pisać jakby fizjologicznie w sensie czegoś oczywistego, to rzeczywiście każdy głupi może to robić. Skoro sami piszący ignorują warsztat i dbałość o formę, to dlaczego inni mieliby to szanować? Żeby było bardziej widoczne. Mamy dwóch mężczyzn z pokaleczoną psychiką, nadwrażliwych, bardzo emocjonalnych. Każdy z nich czuje. To oczywiste. Obaj mają myśli samobójcze i obaj je skutecznie realizują. Jeden z nich to ten, który nic o poezji nie wie i pozostawia po sobie marne wiersze, które mogą zachować jedynie bliscy. Drugi to Wojaczek, Lechoń, czy np. poetka Sylvia Plath, czyli ludzie wykształceni, posiadający warsztat, specjaliści. Nie wiem, czy teraz widać różnicę. Pisanie sercem przypomina mi zabawną anegdotę opowiedzianą przez Milana Kunderę, zdaje się, że w „Sztuce powieści”, który miał obsesję sprawdzania tłumaczeń swoich książek. I tak pewnego razu dotarł do człowieka, który przetłumaczył jego książkę, nie znając języka oryginału. Kundera zapytał go, jak to zrobił, a ten odpowiedział mu, że sercem. Chyba wszyscy widzą, jakie to absurdalne. Dlaczego to poczucie absurdu nie przenosi się już na grunt poezji?

 

W nawiązaniu do komentarza Pani Karoliny Tuchowskiej, mam wrażenie, że to jest właśnie myślenie bardzo szkolne. Mam nadzieję, że Pani nie urażę. Naprawdę nie jest to moim zamiarem.

Po pierwsze, szkołę warto odsunąć na bok. Szkoła kieruje się swoimi prawami. Analizując tę sytuację, należałoby wspomnieć o wielu czynnikach. Wymienię zaledwie kilka, jak nieodpowiednia nauczycielka, która jest przecież również tylko człowiekiem; sytuacja nauczania, odpowiedzialność nauczycielki za późniejszy wynik egzaminu maturalnego ucznia. Od szkoły nie oczekuje się rewolucjonizmu, lecz stałości, konsekwencji. Uczeń opuszczający szkołę ma posiadać wiedzę podstawową, a co z nią zrobi, to już jego sprawa i jego odpowiedzialność. Może ją krytykować, może ją obrabiać, może się do niej odwoływać. Lecz to wszystko jest możliwe dopiero wtedy, gdy ją posiada. Gdyby polonistka dopuszczała wszystkie interpretacje, nigdy nie miałaby pewności, czy Jasiu w ostatniej ławce przypadkiem nie zapamiętał tej, wypowiedzianej przez Kasię z ławki wcześniejszej i nie uznał, że to jest jedyna możliwa interpretacja. Nauczycielka jest przewodnikiem. Kwestia wypowiedzianej interpretacji. Nawet jeśli nie można było mieć jej w klasie, to za chwilę się z tej klasy wychodziło i już można było ją mieć i można się było nią nawet dzielić, więc nie wiem, skąd to poczucie prześladowania. To też nie oznacza, że trzeba było przejmować sposób myślenia nauczycielki. Trzeba było zaakceptować, że to jest wiedza, którą mam zaprezentować w czasie egzaminu, a tu jest poszerzona, którą mam i nikt mi jej nie zabierze.

Kolejna kwestia to dzielenie wszystkiego na czerń i biel. Nigdzie nie napisałam, że warsztat wyklucza wyobraźnię, uczucia i emocje. Nasze stany emocjonalne są punktem wyjścia w pisaniu poezji, a później trzeba je obrobić w języku. A język to taka bardzo ciekawa materia, trudna, konkretna. Język jest prawie jak matematyka. Wierszy nie lepi się z emocji, ale tak naprawdę ze słów, a słowa to język. Stąd odwołałam się do szkolnego myślenia. To jest analogiczne do pytania: Wokulski: pozytywista czy romantyk? Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że pytanie jest postawione w ten sposób tylko dlatego, aby sprawdzić, czy uczeń zna cechy romantyzmu i pozytywizmu. Nie chodzi przecież o stwierdzenie, kim był i szufladkowanie nieszczęsnego Wokulskiego. Każdy ma swojego „wilka stepowego”. Tak samo warsztat i świadomość pisania, objawiająca się znajomością narzędzi oraz świadomością ich wykorzystywania nie wyklucza emocji, ani możliwości wyrażania siebie. Zarówno grafoman, jak i noblista w jakimś stopniu wyrażają siebie. W stopniu, na jaki pozwala język, a wiadomo od innego Pana, że granice języka są również granicami naszych światów. Indywidualna perspektywa nie jest unicestwiona poprzez świadomość aktu twórczego. Warsztat oznacza, że potrafię napisać sonet, fraszkę itd., że potrafię napisać wiersz w nurcie dadaistycznym, impresjonistycznym czy socrealistycznym. Potrafię. Ale wybieram taki rodzaj wiersza, który daje mi możliwość wyrażenia tego, co akurat w danym momencie potrzebuję wyrazić. Do niczego nie jestem zmuszona. Warsztat oznacza wybór. Jego brak skazuje na jedną formę i to często taką, której sam twórca nie jest świadomy. (Poeta świadomy może się też formą bawić.) I nadal się w tym wierszu wyraża, ale już bardziej wiem, jak wyrazić to, co przeżyłam i to, co myślę, aby czytelnik poczuł choć trochę konkretne emocje. Grafoman napisze wiersz pt. deszcz i tylko tytuł będzie nawiązywał do deszczu. Dobry poeta napisze go tak, że nie będzie musiał nadawać tytułu, a czytelnik będzie słyszał i czuł deszcz.

 


Podpis: Barbara Elmanowska



94. 2012-09-30

Nie zgadzam się z Panią Barbarą Elmanowską. Ten komentarz przypomniał mi lekcje języka polskiego w klasie licealnej, na której to podczas przerabiania wierszy poszczególnych autorów nikt z uczniów nie miał prawa na własną interpretację, tylko musiał myślec tak jak nauczycielka. Do pisania nie potrzebne są zasady, potrzebna jest dusza, wyobraźnia i serce. Poezja to nie matematyka, w której 2+2 zawsze musi się równac 4. Sam Adam Mickiewicz po zapytaniu go po kilku latach,o czym jest Jego wiersz, nie potrafił odpowiedziec, bo nie pamiętał co wówczas czuł. Poezja to między innymi wyrażanie siebie, ukazywanie świata z własnej indywidualnej perspektywy.


Podpis: (A) Karolina Tuchowska



« < 1 - 2 - 3 - 4 - 5 > »

Wpisy do Księgi Gości są moderowane - oznacza to, że wpisy nie na temat, zawierające wulgaryzmy lub reklamy - będą usuwane.




Wprowadź kod z obrazka