Gdy tchu już zacznie brakować
I muł wciągnie mnie na dno
Racz tego, nienazwany Panie, nie blokować
Raczej z radością spójrz na to
Daj tylko spokój, gdy przestanę czuć
Utop spokojnie, gdy zacznę się dusić bez końca
Nie pozwól zbyt długo parskać i pluć
Ani nie narażaj na promienie życiodajnego słońca
Niech ja w głębinach zginę tak
By nikt tego nie widział ani nie słyszał
Bo powiedziałby potem wszystko wspak
Jakby zamiast gliny ludzkiej był ze mnie kryształ
A ja prawdę miłować chcę
Każdą, co boli i trudną jest
Więc gdy pod wodą skonać chce
Doceń bezimienny Panie ten mały gest!
autor: Marcin Trojan
ostatnia modyfikacja: 2011-08-27
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (2):
" (...) Kto w kościelnej ławie?
Kto z nieumiarkowania?
Kto z miłości?
Kto z wściekłości?
Kto pod lawiną?
Kto pod pyłem?
Kto z przepicia?
Kto z pragnienia?
I jak nazwać tego, kto wzywa?
Kto pogodzony?
Kto zaskoczony?
Kto w pustelni?
Kto przed zwierciadłem?
Kto z rozkazu swej pani?
Kto z własnej ręki?
Kto w śmiertelnym strachu?
Kto w blasku potęgi?
I jak nazwać tego, kto wzywa?
Kto w płomieniach?
Kto w odmętach?
Kto w ciemności?
Kto w blasku słońca?
Kto w ciężkiej próbie?
Kto ot tak sobie?
Kto w pięknym, pięknym maju?
Kto w powolnym konaniu?
I jak nazwać tego, kto wzywa?(...)" Leonard Cohen
Wadzenie się z Bogiem w romantyźmie. Potem młodopolski spleen i rezygnacja wobec śmierci i bezsensu życia. Czekam na coś nowego.