Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Teczki

Teczki

-         Szefie, mogę na chwilę – zapytał nieśmiało asystent Dyrektora Departamentu Prawnego Ministerstwa Skarbu – Kamila Niebali.

-         No co tam Maćku, coś pilnego – zachęcająco spytał zwierzchnik, nie bacząc na obecność Ministra Finansów.

-         Ja tylko chciałem szefowi przypomnieć to umówione spotkanie dzisiaj na siedemnastą, dzwonił ten facet, wie szef który, co mam mu powiedzieć?

-         Powiedz mu, że pamiętam i nic się nie zmieniło, a teraz już nam nie przeszkadzaj, bo Pan Minister pomyśli sobie, że jesteśmy strasznie zapracowani – ze śmiechem powiedział Niebala.

Kiedy za asystentem cicho zamknęły się drzwi gabinetu, rozmówcy wrócili do przerwanego wątku ustaleń międzyresortowej komisji przetargowej zajmującej się wyborem wojskowego śmigłowca sanitarnego. W skład komisji wchodzili przedstawiciele: Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Skarbu. Wszyscy pochodzili ze zwycięskiej partii politycznej – Ligi Polskich Obywateli, opcji która dwa lata wcześniej pobiła z kretesem Front Ludowo Demokratyczny. Na mocy rozporządzenia premiera Ludwika Sutka, dr Niebala został szefem komisji przetargowej. To jego głos miał charakter decydujący. Dr Niebala był wieloletnim przyjacielem premiera, obaj znali się jeszcze z czasów opozycji, razem działali w ,,Solidarności”, obaj trafili do ośrodka internowania w Arłamowa, zaś po wyjściu z miejsca odosobnienia, odbudowywali rozbite struktury związku na Pomorzu. Dr Niebala – wybitny prawnik i historyk był autorytetem moralnym dla milionów Polaków. W ostatnich wyborach głosowało na niego najwięcej krakusów. Jak mało kto był z premierem na ty. Co tydzień grywał z szefem rządu - Sutkiem w tenisa. Czynił to z kurtuazji, a nie z zamiłowania do sportu. Sutek był fanem zdrowego trybu życia. Równie zaciekle walczył z pojawiającym się co jakiś czas brzuszkiem, jak z przejawami niesubordynacji w Lidze Polskich Obywateli. Słupki sondażowe były jego kolejną obsesją. Przetarg na sanitarny śmigłowiec wojskowy był już prawie rozstrzygnięty, najbardziej obiecująca była oferta jednego z krajów natowskich – włoski ,,Cornetto 53M”. Rosjanie ze swoim ,,Striełą 33I” startowali chyba tylko pro forma. Niepisana reguła głosiła, iż kraje spoza Układu Północnoatlantyckiego nie mają szans na wygranie tego przetargu. Za tydzień miało się odbyć finalne posiedzenie komisji przetargowej, w trakcie którego miano dokonać oficjalnego wyboru helikoptera. Panowie uzgodnili, że włoska maszyna spełnia wszelkie wymagania, sanitarne, wojskowe, cenowe narzucone przez ustawę o zamówieniach publicznych. Uczestnicy spotkania rozeszli się w miłych nastrojach.

                                      **********

-         Dzień dobry, pan Kowalski ? – dr Niebala zagadnął siedzącego w rogu Cafe Roma starszego jegomościa zajętego czytaniem ,,Gazety Obywatelskiej”.

-         Tak, to ja w rzeczy samej, Kowalski jestem – nieznajomy podał dyrektorowi rękę, która zawisła w powietrzu.

 Niebala usiadł przy stoliku i tonem człowieka żyjącego w pośpiechu zapytał: – To w końcu czemu nalegał pan na to spotkanie, w sumie spotykam się z panem tylko dlatego, że prosił mnie o to Tomek Prusak, podobno jesteście dobrymi znajomymi, zaraz, zaraz, chyba parę razy widziałem pana twarz na kortach ,,Agrykoli”, pan zdaje się lubi grywać tenisa, ale nie o tenisie chyba będziemy rozmawiać?

-         Spotkaliśmy się, ponieważ mam do pana dyrektora bardzo ważną sprawę, trochę urzędową, a trochę osobistą...

-         Do rzeczy ! - przerwał ten wywód zniecierpliwiony Niebala.

-         Proszę dać mi dokończyć, ażby mówić o przyszłości Polski, trzeba dobrze poznać jej przeszłość, pan jako historyk chyba powinien dobrze o tym wiedzieć ...,

-         Nudzi mnie ten temat, ten pana ton – znów wrogo przerwał Niebala, co taki Kowalski mógł wiedzieć o wykuwaniu się ojczyzny spod jarzma komunizmu.

-         O co ja słyszę, ja pana nudzę – Kowalski nie dawał za wygraną.

-        Jeżeli tak ma wyglądać ta rozmowa, to ja wychodzę i to natychmiast – mówiąc to Niebala podniósł się zza stolika z zamiarem opuszczenia lokalu.

-         Nie radzę ,,Lord” – tak od niechcenia powiedział Kowalski.

Niebali odjęło mowę. Wiosną 1980 roku jego żona Helena zachorowała na białaczkę limfoblastyczną typu T. Niebala rozpoczął wówczas walkę o jej życie, gotów był zrobić wszystko i zrobił wszystko co było w ludzkiej mocy. Udało mu się załatwić żonie miejsce w klinice profesora Zimmermana w Genewie, ogromnym nakładem zgromadził środki potrzebne na operację przeszczepu szpiku kostnego. Brakowało mu tylko paszportu. Oboje z żoną, jako opozycjoniści, znajdowali się ,,czarnej liście” SB. Oficer z biura paszportowego wspólnie z kolegą z Wydziału III Departamentu III Służby Bezpieczeństwa zwerbowali młodego doktoranta i nadali mu kryptonim ,,Lord”. Od tej pory Niebala był na usługach systemu, który zadaniował go do wielu operacji, aż nastał rok 1989. Dr Nibala zasiadał przy okrągłym stole, pił wódkę w Magdalence i tworzył zręby młodej demokracji. Szybko zapomniał o historii zdrady i fałszu, ale ona nie zapomniała o nim i po latach odezwała się jak tłumione używkami sumienie alkoholika.

-         Znałem pana oficera prowadzącego – majora Tolczaka, to był mój... ten tego ... krewny, ja w 1989 byłem tylko początkującym podporucznikiem w pionie zajmującym się archiwizacją, nie mam krwi na rękach – Kowalski przejął inicjatywę – radzę usiąść i nie robić skandalu, przecież to wszystko da się załatwić w kulturalnej atmosferze.

-         Czego pan chce – warknął Niebala.

-         Tego co chcą wszyscy... którzy parają się takim jak ja ,,rozdrapywaniem ran”..., cokolwiek dla niektórych bolesnych, panie doktorze ...? dyrektorze...? a może prowokatorze...? – Kowalski był coraz śmielszy i coraz mniej subtelniejszy.

-         Pieniędzy ? – cicho zapytał Nibala.

-         Brawo doktorku, zaczynasz załapywać, o co mi chodzi – pochwalił Kowalski.

-         Ale to jest szantaż, ty łobuzie, wsadzę cię do mamra na wiele lat – zdenerwował się Niebala i ostatnią frazę wypowiedział cokolwiek za głośno.

-         Szantaż, nie szantaż, ja tak nie uważam, raczej umowa, kontrakt, deal jak mawia teraz ta cała gównarzeria. Pan płaci za coś co jest bezcenne – święty spokój, ja przyjmuję gotówkę i milczę, co swoją cenę u mnie ma. Pan skundlił się wiele lat temu i nie wyjeżdżaj mi tu kolego – Kowalski niespodziewanie przeszedł na ty - z moralną oceną, autorytet się znalazł, to tacy jak ty rozkradli Polskę i jeszcze ją rozkradają, ja chcę tylko mały skrawek tego co mi się słusznie należy – Kowalski był pewny swego.

-         Ile ?!?– warknął Niebala.

-         Czterysta w dwóch ratach, za dwa dni dwieście w gotówce i za miesiąc drugie dwieście na konto na Jersey, które podam.

-         Czterysta tysięcy złotych za kilka świstków papieru, czyś pan zgłupiał – żachnął się Niebala.

-         Nie złotych, a euro, to po pierwsze, a poza tym nie za kilka świstków papieru tylko za kilka tomów, Kamilku byłeś bardzo płodnym tajnym współpracownikiem...

-         Od kiedy to jesteśmy na ,,ty” ???– Niebala nie mógł znieść tego śliskiego typa, który w czasie okupacji mógłby być równie dobrze szmalcownikiem.

-         Od kiedy jestem na twojej liście płac... – zaśmiał się szyderczo w twarz Kowalski.

-         A może ty blefujesz ? – zastanawiał się głośno Niebala – czy to aby nie prowokacja.

-         Wiedziałem niewierny Tomaszu – odparł Kowalski – po czym ze skórzanego neseseru, jaki miał pod stolikiem wyjął taki sam, jak wcześniej czytany egzemplarz ,,Gazety Obywatelskiej” i podał go Niebali.

-         To prezent, zajrzyj, no śmiało, w środku, tam jest kilka kserówek, zarówno z teczki personalnej agenta, jak też z teczki  pracy agenta, zebrało się trochę tego szmelcu przez parę lat ... jego lordowska... mość.                                          

Kowalski miał rację, pomiędzy stronami czasopisma znajdowały się odbitki: zobowiązania do współpracy, pokwitowania podpisane przez ,,Lorda”, jego odręcznie spisane meldunki, a to był tylko mały ułamek bomby, która mogła powalić na kolana znanego polityka i przyczynić się do obalenia rządu. Słupki premiera Sutka mogły się rozsypać jak domek z kart. Człowiek z najbliższego otoczenia szefa rządu agentem –to się nie mieściło w głowie. Ci z Frontu Ludowego rozniosą nas na strzępy.  Czterysta tysięcy euro za spokój to nie było dużo. Tylko ten gad na pewno nie poprzestanie na tej kwocie i będzie doił forsę do końca... mojego lub swojego jak skwitowałby to filmowy wzorzec esbeka - porucznik Frantz Maurer. Niebala przystał na warunki szantażysty i umówił się z nim w tym samym miejscu za dwa dni. Już następnego dnia spotkał się z Romanem Polakiem – człowiekiem działającym na styku świata tajnych służb, mafii, biznesu i polityki. Kolega kolegi polecił mu człowieka od mokrej roboty, który działał pod pseudonimem ,,Tygrys”.

                                                 **********

         ,,Tygrys” miał wiele tożsamości, kilka paszportów, jego życiorysem można by obdzielić kilka osób. Ostatnio był Marcinem Wilczopolskim – informatykiem z firmy ,,Intercontinetal Company Ltd.”.  Po powrocie z Francji, gdzie służył w elitarnym 1 Regimencie Powietrznodesantowym Legi Cudzoziemskiej na Korsyce, co jakiś czas podejmował się finezyjnych i wymagających bezwzględności zadań, które podnosiły mu adrenalinę - a był od niej uzależniony - oraz stan  konta. Jego zleceniodawcy, nie widzieli, iż ,,Tygrys” po każdym zleceniu kataloguje materiały na swoich klientów, to miała być jego polisa na życie oraz trzeci filar w ramach ubezpieczeń społecznych.  Wtajemniczeni kontaktowali się z ,,Tygrysem” za pośrednictwem skrzynki mailowej – warstarbird769@preria.pl, później klient dostawał jednorazowy numer telefonu pre-paidowego, który po zadaniu lądował w kratce ściekowej, zaś jej zawartość spływała do Wisły. Dr Niebala zlecił ,,Tygrysowi” odzyskanie oryginałów teczek esbeckich oraz eliminację szantażysty, wyglądającą na wypadek. Zapłatą miały być pieniądze przeznaczone dla Kowalskiego – czterysta tysięcy euro. Klienci ,,Tygrysa” nie wiedzieli, że ma on swojego oficera prowadzącego w Agencji Bezpieczeństwa Naszego, który roztoczył nad nim parasol ochronny Agencji. Agencja też miała swoje tajemnice i korzystała z ludzi z zewnątrz, którzy dobrze znali się na mokrej robocie. 

                                     ************

         Dr Niebala oraz Kowalski spotkali się dwa dni później w Cafe Roma. Tym razem obyło się bez zbędnych słów, mężczyźni mieli takie same skórzane teczki, które niespostrzeżenie zamienili pod stołem i po dziesięciu minutach rozeszli się. Kowalski był bogatszy o dwieście tysięcy euro, zaś ,,Lord” zyskał kilkaset stron rękopisów i maszynopisów ze swojej okrytej mrokiem tajemnicy przeszłości. W domu ze złością stwierdził, iż są to tylko kserokopie. Kowalski do Cafe Roma, przyjechał terenowym Lexusem z dwoma ochroniarzami – byłymi kibolami ,,Legii Płock”, którzy brali udział w niezliczonej liczbie bójek i zamieszek. Doskonale nadawali się do ochrony przed drobnymi bandytami. Oficjalnie Kowalski był biznesmenem – prowadził dwie firmy, jedną windykacyjną, drugą ochroniarską, zaś nieoficjalnie, jako były esbek, zięć majora Tolczaka, dysponował szafą pełną akt byłych tajnych współpracowników, którzy obecnie tworzyli elitę intelektualną narodu.  Dzięki temu meblowi był bardzo zamożnym człowiekiem, wykształcił i uposażył swoje dzieci, a teraz rozpieszczał wnuki. Liczył, że Niebala okaże się jego kolejną dojną krową. Jego ochroniarze, nie dostrzegli, że ich terenowego ,,Leksusa” śledzi zdezelowany Opel ,,Corsa”. ,,Tygrys” dwa dni dyskretnie obserwował Kowalskiego, ustalił jego plan dnia, zauważył, iż szantażysta codziennie o trzynastej jedzie do Galerii Zamczysko, gdzie spotyka się z jakimś starszym mężczyzną, zaś nawet pobieżna obserwacja wskazywała, iż zachowuje się jak podwładny wobec przełożonego, niewiele brakowało, a zacząłby salutować na środki modnej kafejki. Trzeciego dnia ,,Tygrys” postanowił uderzyć. Ukradł Fiata Bravo w kolorze błękitnym i zamontował CB- radio, zaś na fotelu pasażera rozpiął odblaskową kamizelkę z napisem ,,POLICJA”, by podszyć się pod pojazd operacyjny Policji, tablice rejestracyjne podrasował, tak że przedstawiały oryginalne numery jednego z aut policyjnych KSP.  Fiat Bravo zaparkował na parkingu podziemnym obok terenowego ,,Leksusa”. Około 14:32 Kowalski zszedł z ochroniarzami do auta. Tego dnia ,,Tygrys” ucharakteryzował się na zgarbionego sześćdziesięciolatka, utykającego na prawą nogę, o bujnej siwej czuprynie i niechlujnej brodzie, który miał na sobie czapeczkę oraz kamizelkę z napisem ,,parkingowy”. Parkingowy postękując, złorzecząc na reumatyzm, kulejąc podszedł do Kowalskiego i jego ludzi, a następnie z zadziwiającą szybkością potraktował jednocześnie - trzymając w każdej dłoni po jednym paralizatorze o silnej mocy – ochroniarzy sporą dawką energii elektrycznej. Padli na ziemię jak rażeni gromem. Przez najbliższe kilkadziesiąt minut byli bezwładni niczym wory ziemniaków w najciemniejszym koncie piwnicy. Kowalski odrzucił na ziemię paralizatory  i wyszarpnął spod kamizelki pałkę teleskopową, którą błyskawicznie otworzył, po czym uderzył z boku zaskoczonego Kowalskiego w  podudzie, biznesmen sycząc z bólu przyklęknął. ,,Tygrys” zaszedł szantażystę od tyłu i złożył mu na szyję chwyt, który pozbawił biznesmena oddechu i przytomności. Były legionista szybko przeszukał kieszenie Kowalskiego i wyłuskał z nich dwa telefony komórkowe. Założył nieprzytomnemu plastikowe kajdanki na ręce, przylepcem zakleił usta, a na głowę nałożył czarny worek, po czym załadował ciało do bagażnika Fiata ,,Bravo”. Cała akcja trwałą nie więcej niż minutę. Po tej minucie ,,Tygrys” z piskiem opon opuścił teren podziemnego parkingu i udał się w kierunku opuszczonych fortów na obrzeżach Warszawy. Stojąc na światłach, obok wielkiej śmieciarki zdołał jeszcze wyrzucić przez okno dwa telefony Kowalskiego, które pojechały na wysypisko. Analiza logowań aparatów porwanego nie pozwoliła otworzyć trasy ucieczki porywacza.  Chłopaki z techniki operacyjnej KSP nie mieli dobrych wieści dla przełożonych.

                                           **********                   

                    Kowalski odzyskał świadomość już w bagażniku auta, było ciemno, dusił się. Po godzinie jazdy auto zatrzymało się, a jego porywacz wprowadził go do jakiegoś pomieszczenia, jakiejś hali, czy też bunkra, Kowalski miał cały czas worek na głowie. ,,Tygrys” przywiązał go do wąskiego stołu w pozycji poziomej i usunął knebel, po czym zaczął zadawać pytania. Kowalski nie chciał na nie odpowiadać. Wtedy ,,Tygrys” zaczął podtapianie, słynny waterboarding. Biznesmen po kilkudziesięciu minutach powiedział prawdę, gdzie TO się znajduje. ,,Tygrys” zrobił mu silny zastrzyk uspokajająco-usypiający i udał się na odległe o dwanaście kilometrów ogródki działkowe, gdzie pod podłogą w schowku znalazł ukryte w pojemnikach plastikowych teczki zawierające wstydliwą historię ,,Lorda”. Kowalski nie oszukał go... oni zresztą wszyscy nigdy go nie oszukiwali, walczyli o lekką śmierć, a w takich sprawach bywa się okrutnie szczerym. Po powrocie do fortu, ,,Tygrys” zaaplikował Kowalskiego zastrzyk z Pavulonu, po czym kontynuował waterboarding, aż w płucach biznesmena znalazła się woda. Kowalski utopił się. Zrobił mu jeszcze kilka domięśniowych zastrzyków z czystego alkoholu. Kiedy się ściemniło ,,Tygrys” zawiózł zwłoki Kowalskiego nad Wisłę, rozebrał go, ubranie ułożył równo w kostkę na piaszczystym brzegu, pod czym wrzucił ciało do wody. Był sierpień i amatorów kąpieli rzecznych nie brakowało. Ciało Kowalskiego wypłynęło w Płocku...dwa tygodnie później. Biegły patolog stwierdził zgon z powodu utonięcia. U denata stwierdzono 3,2 alkoholu etylowego w ciałku szklistym oka. Nie stwierdzono natomiast obrażeń wskazujących na udział osób trzecich w zgonie denata. ,,Tygrysa” nikt o nic nie podejrzewał.

                                     **********

         ,,Tygrys” przekazał teczki dr Niebali, który przekazał mu sowite wynagrodzenie. Już nigdy więcej mieli się nie spotkać. Dyrektor Departamentu Prawnego nie wiedział, że ,,Tygrys” był obdarzony przebiegłością kardynała Richelieu i sprzedał ksero akt człowiekowi z ambasady rosyjskiej w Warszawie o popularnym nazwisku Iwanow. Jedna kopia akt trafiła także do oficera prowadzącego z ABN. W sumie ,,Tygrys” zainkasował dodatkowe sześćset tysięcy euro. Był bogatym człowiekiem, nie musiał pracować do końca życia. Dzień przed konferencją komisji przetargowej do dr Niebali głosił się tajemniczy pan Rybakow z polsko – rosyjskiej fundacji ofiar stalinizmu, który przedstawił mu propozycję nie do odrzucenia. Następnego dnia dr Nibala nieoczekiwanie i w atmosferze skandalu, przed kamerami ogłosił, iż najbardziej korzystną ofertą z punktu widzenia interesów państwa polskiego jest ,,Strieła 33I”. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dr Niebala zjadł kolację, napisał kilka listów, wypił butelkę przedniej whisky, po czym poszedł do garażu, szczelnie zamknął drzwi i okna, wsiadł do samochodu, a następnie włączył silnik, który długo pracował na wolnych obrotach. Przed północą znalazł go syn. Sekcja wykazała zatrucie tlenkiem węgla. Już po śmierci Niebali ,,współpracująca” z ABN gazeta, czyli ,,Prosto z mostu” podała, iż zmarły dyrektor padł ofiarą szantażu w oparciu o spreparowane teczki esbeckie. Specjaliści od dokumentów ABN sporządzili w dokumentacji dostarczonej przez ,,Tygrysa” wstawki na temat dodatkowych faktów, osób, dat, okoliczności, które całkowicie dyskredytowały bezpieczniacką robotę. Media wykreowały Niebalę na bohatera narodowego, który został zaszczuty przez  ludzi z Instytutu Wszechpamięci Narodowej. Przygotowywany przez kilka lat projekt ustawy lustracyjnej, dającej ofiarom inwigilacji bardzo szerokie prawa, przepadł w sejmie podczas pierwszego czytania, zaś IWN-owi obcięto o sześćdziesiąt procent fundusze w budżecie. Okrzyknięto ich ,,Policjantami pamięci” i przestano wierzyć w rewelacje, które można było wyczytać w starych, zakurzonych, nikomu niepotrzebnych... mało wiarygodnych teczkach... Kapitan ABN, który zorganizował akcję o kryptonimie ,,Dyrektor” awansował na majora... 

                                               KONIEC

 


autor: Andrzej Lebiedowicz
ostatnia modyfikacja: 2014-05-15




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (1):


1. 2014-06-25

Nie dziwię się, że jesteś małoznanym autorem. "Renomowane" wydawnictwa tak doniosłe w istocie i bardzo dobre opowiadanie, umieszczają z automatu w koszu. Tobie Andrzeju, natychmiast przykleja się "łatkę" autora trefnego. Niestety, żyjemy w kraju takim, gdzie społeczeństwo jest chyba wnikliwiej kontrolowane niż za komuny. Wprawdzie "elementy niebezpieczne" nie koniecznie likwiduje się zatrudniając "Tygrysa". Zabiera się im prawo do wyartykułowania swoich przekonań. Jeśli nie prostym kliknięciem backspejsa, to ruchem przypominającym koszykarski rzut, zmięta kulka ląduje w pojemniku na odpadki.

Ale opowiadanie świetne. Bardzo mi się odobało. 

Pozdrawiam twój nowy fan, K.J.


Podpis: Junosza



komentarze  autor