- Dziś rano, a może wczoraj wieczorem jeden z lokatorów naszego osiedla pozbył się zawartości starej biblioteczki. W kuble na śmieci wylądowały stare wydawnictwa encyklopedyczne, jakieś albumy podróżnicze i trochę literatury pięknej nadgryzionej łakomym zębem czasu.
Trzej mędrcy, którzy u bram śmietnika zwykli toczyć swoje codzienne dysputy, dziś mieli szczególną pożywkę do przerzucania się argumentami.
Platon w wytartym palcie z książką kucharską w rękach wysławiał pod niebiosa boski świat idei i przeciwstawiał mu miernotę świata materialnego nawet gdyby miała postać pieczonej kaczki w ananasach.
Arystoteles z awangardową apaszką pod szyją wciąż przerywał mu jego wywody wyrywając kolejne kartki z roczników statystycznych i dowodząc, że nie ma żadnych idei, że wszyscy jesteśmy jak niezapisane księgi, które wypełniają się treścią na skutek życiowych doświadczeń.
W końcu pogodził ich stary Sokrates sczytujący wersy białego wiersza z tomiku poezji znanego wieszcza
- „Wiem, że nic nie wiem” - wymamrotał cicho, a po chwili dodał nieco głośniej i wyraźniej unosząc przy tym palec do góry: „ale ... WIEM JEDNO, że będzie tego jakieś 10 kilo makulatury, co u Witka za 20 groszy chodzi”
autor: Aga Toya
ostatnia modyfikacja: 2015-07-02
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (1):
oryginalny flesz, jakże życiowa sytucja... historia warta rozwinięcia.