Zaczynam chwiać się w posadach.
– Zimno Ci ? Zimno Ci ?
Wstrząs sensu przenicowuje wyczerpanie, uderzając nas pustką.
Mnogość nienazwanych schodów.
– Klękam ? Nie, ja przecież porywam Zachód.
Zapisuję gesty, dłonie, ogrody – potem znowu: gesty, skurcze, pustkę. – Klatka ? To ta sama klatka ?
– Dlaczego, ty wciąż otrzepujesz tę sukienkę ?
– Zimno Ci ? Zimno Ci ?
– Walcz, będziesz miała chwilę, po omacku chudymi łapami ułożysz kilka słów – i co z tego ? Potem albo zmienisz tę jebaną sukienkę, albo będziesz ją drzeć – a strzępami nakarmisz siebie, mnie i naszego kota!
– Zimno Ci ? Zimno Ci ? – pytała w nieskończoność.
Snuję wizję w amoku, gdzie stwórcę pożera zawiść,
zapalając lampki usytuowane w kącie pokoju czekam na rozpostarte noce, na marzenia utęsknione.
Ja tak właśnie żyje – w oczekiwaniu, apetycznie, grzesznie pierdole tą nieskończoną pustkę za każdym razem gdy opuszcza mnie jakieś uczucie.
Załóżmy, że mnie nikt nie kocha. Powiedzmy sobie, że w skutek naturalnego biegu spraw, poniekąd ograniczonego rozwoju – nagle musiałem spojrzeć w oczy otaczającej mnie prawdzie. Człowiek osądzony własnym umysłem jest po prostu żałośnie śmieszny.
– Dlaczego, ty wciąż otrzepujesz tę sukienkę ?
Jest to moment – w którym, jak się postaram – będę mógł ułożyć bukiet mistycznych zależności, pstrokatych kwiatów, całkiem logicznej przestrzeni życiowej.
Wtedy (ja) przeistoczy się w (my) – nie może to jednak okazać się dla mnie pomyślne, ponieważ język w którym tak doskonale rozumiem swoich morderców, przestał mnie desygnować.
– Niezależnie od tego, jak paradoksalne mogłoby się to wydać, jestem nieprzytomną damą zdziwienia. Dziwię się, że mimo wszystkich niepewności, nadal potrzebuję artysty żywego.
– Na jego twarzy nagle ukazało się zdziwienie, byłam wtedy przy nim i wprawdzie je dostrzegłam, ale nie mogłam zrozumieć ni to sensu, ni to zamiaru życia, które dał mu Bóg, a które zabrał mrok mej duszy.
Największym szczęściem dla ciebie, jest nie urodzić się za sprawą Boga, nie być, nie istnieć, nie tworzyć – lecz być niczym, po czym umrzeć tak po prostu. Największym szczęściem dla ciebie była droga, podczas której uczyłeś się dorastać w nicości, nie przychodziło ci to łatwiej niż dziecku nauka mówienia, jednak jak na więźnia przystało, w celi odosobnienia, domagałeś się ode mnie korzystnego wyroku, pierdoląc mnie godzinami.
– Życie przygotowuje cię do poznania ostatecznej wiedzy dyktowanej przez Boga – głośny sprzeciw, wobec jego prawd, usadawia nas w paszczy głodnego wilka, który nie pożre kochanków od razu. Wpierw opowie o naszej osobowości, ukazując tym samym twoją czystą paranoję.
– Prawdziwy Ja – to Ja martwy.
Przez długi czas, męczyło mnie moje przestylizowane, zmęczone, obolałe Ja, w którym tak długo mieszkałem, którego chciałem pochować wraz z myślami o tych ćmach, które tracąc skrzydła, wyrywały horyzontowi czar na ciemność. Tworząc w głowie obraz nietoperzy, tonących w porannej krwi słońca, zabijałem je dla chwały czystego niebytu.
– Lekka woń popiołu w łagodnym świetle, wskazywała drogę do roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego.
Nigdzie nie ma znaku pamięci. Tylko napis, niemy, zamknięty dla mnie. Napis: CZAS i PRZESTRZEŃ. Nierozłączni. Wtedy Ja i „Nikt”, staliśmy się nierozłączni, ponieważ On i Ja to jedność – to całość, to jeden duch i jedno ciało, jeden człowiek z jednym cieniem, ale różnica między jednym, a drugim polega na tym, że Ja jestem, a On nie jest. Zapewne, za kilka lat to wszystko się zmieni: domy i ulice, przystanki i podróże, tajemne spacery, samotne, intymne chwile… Ja, On.
– Nagle uświadomiłem sobie, że świat ten, już nie istnieje. Trwa, co najwyżej w wspomnieniach, które są tylko moimi wspomnieniami. Daremnie szukałem potwierdzenia życia – może nie prawdą jest, że żyłem, że byłem członkiem miłości ? – Nasza miłość była jak biegnące dziecko z roześmianą twarzą, które zatrzymując się w miejscu, powoli wykrzywia usta do płaczu, ponieważ przestaje widzieć cel swojego biegu. Przestając być obrazem, miłość ta, nie była już doznaniem.
– Nie pierdol.
Czy nie powinieneś raz na zawsze, rozliczyć się ze swoim szaleństwem, które wciska cię na okropne piętno ofiary ? Niesprawiedliwość, nie wybrałaby człowieka sprawiedliwego, który raz jedyny, wypadł z procesu i zaczął czynić inaczej.
Obudź się ze swoich wielkich snów, które służą ci za drogowskazy.
Śpisz na próżno i budzisz się zbytecznie !
– Eseisto pierdolony, umrzesz z pragnienia. Twoja walka z własnym cieniem ma sens, ma sens. Biegnij ku światłu, a pokonasz swoje odbicie. Paradoksalnie wygrasz, jeżeli przegrasz sam ze sobą!
– Wtedy rozjaśniły mu się tęczówki, były w kolorze indygo. Bardzo mi się to podobało. Obmyłam jego ciało wodami letejskimi, aby nie pamiętał płaczu kołyski niemowlęcej, włożyłam garnitur; on pogłębia mrok, szerzy blask czarnej przepaści. Zgasiłam wszystkie lampki. Modliłam się:
Ojcze nas wszystkich, przyjmij do siebie tych, którzy targnęli się na swoje życie. Tylko Ty wiesz, jakie napięcie i cierpienie pchnęło ich do tego czynu. Pomóż mi lepiej zrozumieć załamanych i zrozpaczonych tego świata. Spraw abym nie śpiewał pieśni wyłącznie dla rozrywki, melodyjnie budując napięcie tłumu niosącego urazę.
– W tym tłumie samobójcy, rozhisteryzowani mdlejący ludzie półmroku naszych czasów, którzy tworząc widowisko straszliwe, a zarazem pozbawione wielkości, tytułują kolejny rozdział swojego życia mianem ulic i snów, w których i na których przywdziewają rozkołysaną w codzienności maskę barbarzyńcy. Jedynym wytłumaczeniem zgubienia się w nieludzkim świecie pustki, o którą rozbijają się wszystkie próżnie naszych intencji, jest urlo.
– Oto na oczach mas, wstępujesz na stopienie. Kierujesz się na scenę ? W stronę ołtarza ?
– Nie, nie chce ich widzieć !
– Nie pierdol, dobrowolnie składasz życie dla przebłagania Boga, czymkolwiek on ci się wydaje. Klęczysz przed tuzinem niebiańskich strażników, agonią życia wymawiając imię moje od nieba do ziemi: Lenka!, Lenka!, Lenka! Lenka! Lenka! Sukienka…
autor: Tomasz Nycz
ostatnia modyfikacja: 2016-03-21
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (3):
Chciałam napsisać, że Pana tekst bardzo mnie poruszył. Kolejne zdania otwierały nowe krajobrazy w mojej wyobraźni. Choć tak naprawdę do końca go nie rozumiem. To niesamowite, gdy słowa, zdania potrafią tak oddziaływać.
Dziękuję za mobilizację :)
Dziękuję za tekst. Super. Mam kolejny dowód, że cierpliwość popłaca:)