Tobiaszek przyglądał się niezdarnemu w tej chwili Igorowi, który zgięty w pół uganiał się za toczącą się po chodniku czapką listonosza. W końcu się do niego odezwał, raz rozwlekając słowa, a raz przyspieszając przez połykanie samogłosek:
Sie ma panie Awizo! Niech mi się tak pan nie kłania, nie trzeba, naprawdę – zażartował ze smutnym wyrazem w oczach. Igor dla swoich celów nazywał go Pełnym Sprzeczności Tobiaszkiem. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby przyznać mu rację. Był wysoki, ale jednocześnie wydawał się niski, bo ciągle się garbił i nosił za duże ciuchy. Był bezrobotny, ale zazwyczaj był bardzo zajęty i na nic nie starczało mu czasu. Nie miał pieniędzy, a jednocześnie stać go było na imprezy i jedzenie burrito, musaki, humusu, guaquamole i czego tam jeszcze zapragnął. Teraz wracał wyraźnie zmęczony chociaż całkiem zrelaksowany po całonocnych miejskich występach ze śniadaniowym wieśmakiem w ręku, którego zapewne nie mógł zjeść do końca w Mac Donaldzie, bo znów dokądś bardzo się spieszył. Gdy wymielił w ustach i przełknął kolejny kęs z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i jednoczesną troską w oczach posłał w kierunku Igora pełen sprzeczności komunikat:
A poza tym, jak się pan tak schyla to widać, że panu włos rzednieje na czubku głowy– zaśmiał się, a brzmiało to jakby załkał.
autor: Aga Toya
ostatnia modyfikacja: 2016-04-04
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (0):