Czy ta twarz w lustrze, to aby na pewno ja?
Codziennie rano, kiedy zaspana spoglądałam w lustro, z przerażenia przemywałam twarz zimną wodą. A jeśli to nie pomagało, to czym prędzej wychodziłam z łazienki, aby nie patrzeć sobie w oczy. Tak było jeszcze do niedawna.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego? W sumie to ja też!?
Niemniej wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że aby byś akceptowaną taką, jaka jestem (z pełnym „pakietem”, „full wypas”), z całym bagażem życiowych doświadczeń, z wadami i zaletami, choć pewnie tych pierwszych mam o wiele więcej aniżeli drugich, to muszę wpierw zaakceptować siebie. Pokochać to dziewczę, które każdego dnia o świcie z rozczochraną czupryną, podkrążonymi oczętami i niewyraźną minką, spogląda na mnie w lusterku i mówi „dzień dobry, kocham cię”.
Może to zabrzmi trywialnie, ale taka jest prawda. Bowiem i w tym przypadku działa „efekt lustra”, to w jaki sposób myślę o sobie, w taki jestem spostrzegana przez innych.
Oczywiście nie mam na myśli egocentryzmu, bądź co gorsza pustej dumie, samouwielbienia własnej osoby. To byłoby sprzeczne z moimi wartościami.
Pokochać siebie takim, jakim się jest, ale bardziej w konwencji zdrowej akceptacji swojego wewnętrznego „JA”, a przy okazji nie zaszkodzi pokochać swoje zewnętrzne „ucieleśnienia”.
Może ktoś zarzuci mi, że skoro traktuję o „umiłowaniu” własnej osoby, z całym pakietem dobrych i złych stron, to dlaczego publikuję także felietony o sposobie zmiany siebie i własnego życia. Czy jedno aby nie wyklucza drogiego? I ta osoba miałaby rację, zadając takowe pytanie. Niemniej… moja odpowiedź brzmiałaby „NIE”.
Albowiem zaakceptowanie siebie wiąże się także z uświadomieniem sobie swojego własnego jestestwa/osobowości.
Gdy już poznamy samych siebie od wewnątrz/dogłębnie, to wówczas możemy podjąć decyzję, czy chcemy, a jeśli tak, to w jakiej dziedzinie, i w jaki sposób, dokonać w swoim życiu zmian. W końcu codziennie każdy z nas „lubi siebie” bądź „nie lubi” za coś. Dla mnie jedną z takich „lubości” jest to, że widzę swoje wady i toczę z nimi batalie. Staram się przekuć je w zalety, a przy tym nie zatracić swojego prawdziwego jestestwa. W końcu nie ma na świecie takiej drugiej osoby jak „ja” czy „Ty”. Zresztą każdy z nas jest unikatowy, niepowtarzalny, i tego się trzymajmy.
Z diagnozą własnej osoby jest tak, jak z nałogiem, jeśli w końcu sami przed sobą przyznany się do swoich słabości/wad, wówczas zaczyna się proces samoleczenia. Analogicznie jest ze mną/ z nami. Dlatego tak ważne jest pokochać tą dziewczyny/osobę po drugiej stronie lustra, za to jakim jest człowiekiem. Bowiem akceptacja innych zaczyna się od akceptacji siebie, ale takiej zdrowej/ krytycznej – właściwej postawie mędrca, a nie idioty.
Toteż, gdy zapragnęłam zmiany, poprzez pokochanie swojego odbicia, rozpoczął się we mnie proces transformacji, będący częścią składową doświadczeń oraz przeżyć.
Mój mały sukces „umiłowania dziewczęcia z lustra” jest ciągłym procesem rozwoju opartym niejednokrotnie na bolesnych lekcjach, jakich nie szczędzi mi życie. Jednak z drugiej strony dzięki temu, jestem tu, gdzie jestem, czyli w miejscu, do którego chciałam dotrzeć zaczynając tę podróż.
Na koniec mała refleksja… pokochajmy siebie, zaakceptujmy w pełni, gdyż dopiero wówczas poznamy własne możliwości, kiedy przestaniemy skupiać uwagę na niedoskonałościach. Nie ma ideałów… Gdy to pojmiemy, wówczas nastanie odpowiednia pora na zmiany – na pokochanie tego „rozczochranego dziecka, jakie widzimy codziennie rano po przebudzeniu spoglądając w lusterko”, z jego wadami i zaletami, w pełnym pakiecie.
Kasia Dominik
autor: Katarzyna Dominik
ostatnia modyfikacja: 2017-09-24
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (1):
„Pokochać siebie takim, jakim się jest” - to dotyczy nas wszystkich. Dobrze, że Autorka porusza w swoich esejach również te fundamentalne zagadnienia dotyczące naszego bytu, istoty naszej egzystencji.. i to wszystko przedstawione w klarowny i zwięzły sposób.. ontologia, metafizyka..