Brawura „małej” Kasi
Jeden z największych fizyków-teoretyków minionego wieku, Albert Einstein, onegdaj powiedział: „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej”.
O ile rozpatrywanie nieskończoności wszechświata jest równie interesujące, jak wpatrywanie się w malowane wrota, o tyle jednak warto się przyjrzeć „nieskończoności głupoty ludzkiej” (czyt. mojej). A takowa jest bezspornie nieograniczona i nie ma końca.
Patrząc na ogół ludzkich zachowań, wszystko wskazuje na jeden powtarzający się schemat. A mianowicie, nie dość, że wciąż powielamy błędy z przeszłości, na których de facto powinniśmy się uczyć, to jeszcze większość z mieszkańców planety zwanej Ziemią (w tym i ja) ma w sobie zaprogramowane systemy autodestrukcyjne, nierzadko określane mianem głupoty/bezmyślności. Systemy „te” dość często sięgają zenitu, a nawet dalece go przekracza, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że sami jesteśmy kowalami własnej bezmyślności. Pewnie zastanawiacie się dlaczego tak się dzieje? Gdzie leży przyczyna głupoty, która powoduje poważne ubożenie/pustoszenia ludzkiego wnętrza od środka z prędkością światła, a może i większą? Ja do niedawna też, ale… No właśnie to „ale” spowodowało, że pojęłam gdzie tkwi problem…
Otóż, sześć lata temu, w piękny słoneczny dzień wraz z moim bratem i jego dziećmi postanowiliśmy wypróbować dziecięcy quad, jaki na urodziny dostał Karol, mój bratanek. Przyznam, że zabawa była przednia, humory dopisywały, a wygłupów nie było końca. Radość dzieciaków dokazujących – bezcenny widok.
W pewnej chwili mój brat, ni stąd ni zowąd palnął, żebyśmy się założyli, kto szybciej dotrze do garażu – on na rowerze Dominiki (mojej bratanicy), czy ja na quadzie Karola. Oczywiście wyzwanie przyjęłam – a jakże – tym bardziej, że jazda na tym „sprzęciorze” przypadła mi do gustu. Z natury wszelkie pojazdy dwuśladowe, z silnikami warczącymi jak wściekłe psy, omijam z daleka, jednak ten quad przyciągał mnie jak światło ćmę.
Trasa była względna, około 50 metrów, niemniej na tyle długa, aby oba pojazdy mogły nabrać rozpędu. I w takich momentach żałuję, że nie uważałam na lekcjach fizyki. Bowiem, o ile wyliczyłam prędkość, o tyle zapomniałam już skalkulować drogi hamowania, co skutkowało potężnym uderzeniem rozpędzonego quada wraz z siedzącą na nim bezmyślną Kasią.
Cóż, jak wspomniałam powyżej, głupota ludzka/moja przekroczyła wówczas zenit.
Efekty były przednie: rozchichotana Dominika, brat pokładający się po ziemi ze śmiechu, zlot wścibskich sąsiadów, lamenty mojej mamy, potężne drzwi garażowe na mojej głowie, kilka siniaków, skaleczeń, poszarpana fryzura, jedno ucho oklapnięte, drugie dziwnie odstając, źdźbła trawy między zębami, no i jeszcze biedny Karol. Na widok całego zdarzenia (czyt. uderzenia), choć początkowo zaniemówił, pierwsze, co wyrzucił z siebie, to (parafrazuję) „ciocia masz przerąbane, jak cię złapię to do zadka dokopię”.
Nie ukrywam, zamiast szlochać i roztkliwiać się nad własną tragedią/głupotą, wstałam z ziemi, otrzepałam pisach z ubrania, wyjęłam trawę z zębów i wespół z pozostałymi parsknęłam śmiechem. Co prawda chciałam zachować powagę tragedii jaka dotknęła małego chłopca, ale po ludzku nie mogłam.
Na szczęście moje obrażenia szybko się zagoiły, a na buzi Karola powrócił uśmiech i już po kilku dniach wszyscy śmialiśmy się z całej sytuacji, choć wówczas śmiech jeszcze sprawiał mi ból, z racji poobijanego brzucha.
Z perspektywy czasu nie wiem czy bardziej okazał się bezmyślny mój brat proponując tak durny zakład, czy ja podejmując jego wyzwanie? To, że jest on bezmyślny to wiedziałam, ale że mi ta głupot się udzieli to już nie… Potwierdziło się porzekadło, iż głupota jest zaraźliwa. Tak oto nieskończona bezmyślność Kasi przekroczyła wszelkie granice…
Kasia Dominik
autor: Katarzyna Dominik
ostatnia modyfikacja: 2017-10-04
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (1):
Ja jeszcze tak myślę, że gdy głupota własna nie dosięga innych to może być. Zwykle jednak dosięga, prawie nigdy tak nie jest, że robimy coś tylko na własny rachunek. Zawsze zastanawiałam się np. nad osobami, które zdobywają szczyty górskie, np. zimą, najcięższą trasą. Co czują ich bliscy? Rodzice, żona, dzieci, jeśli mają. A są przez wielu podziwiani. Gdzie jest granica między heroizmem, a głupotą? Myślę, że nie jest to prosta odpowiedź, ale gdy ma się małe dzieci to trzeba wybierać mniej ekstremalne wyczyny, a pozostali bliscy, cóż, muszą zrozumieć chyba, bo tacy ludzie się nie zmienią. Czytałam wywiad z Martyną Wojciechowską (którą widziałam na żywo, cudowna kobieta), że przystopowała dla swojej córeczki. Wcześniej jednak zdobyła wiele szczytów i wiele widziała i była inspiracją dla ludzi. I głupota bywa inspirująca. Ja raczej jestem domatorką, zdobywam własne szczyty, takie niewidoczne dla innych, ale dla mnie są równie ciężkie do pokonania. Nie musiałam ich szukać, życie samo mi je ustawiło na drodze, jak wielu innym ludziom zresztą. Dziękuję za tekst.