Przychodzimy na świat nadzy, z czasem zakładamy szal miłość, dla ozdoby dopinamy uśmiech, tuszując setki perłowych łez.
Za młodu gniazdo opuszczamy, świat otwiera swoje podwoje, beztroska i swawolność okiełznują, myśli i rozwaga w kieszeni zalega.
Dorosłość znienacka puka do drzwi, udajemy, że nikogo nie ma, lecz ona wytrwale czeka, aż
dojrzejemy, aby z nią pod rękę iść.
Stajemy przed ścianą z muru, wybory, decyzje – zniewalają umysł, w biegu donikąd po szlam i sławę, do kąta rzucamy dziecięcą niewinność.
A gdy nadchodzi czas rozliczeń, ze zmarszczkami na czole, łzami w oczach, zaczynamy pojmować, co straciliśmy w tym pędzącym świata kieracie.
Czy było warto uganiać się za mirażem, poświęcić miłość i szczęście, czy było warto stąpać w samotności, na łożu śmierci być samym jak palec?
Rachunek sumienia zróbmy już teraz, później oddech stanie się płytszy, serce przestanie walić jak oszalałe, a ciało w proch się obróci.
Nie traćmy dnia, godziny, sekundy… młodość, spontaniczność, radość, kiedyś w samotność i starość się obróci, a śmierć zbierze nocą kolejne trofea. Nie traćmy dnia, godziny, sekundy… by stać się lepszym dla innych, dla siebie, dla Boga.
Kasia Dominik
autor: Katarzyna Dominik
ostatnia modyfikacja: 2020-02-18
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (1):
Dziękuję za tekst.