Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Rocznica

Czy istnieje wiara w duchy? Nie wiem, ale przeżyłem coś, co daje wiele do myślenia. Do tej pory nie wiem co o tym myśleć. Wiem, że wydarzyło się naprawdę. A więc posłuchajcie...
...Miałem wtedy nocną służbę dyżurnego ruchu na nastawni Kuźnice Świdnickie Towarowe. Noc była wietrzna i nieprzyjemna. Za oknami wicher wył jak potępieniec w piekle. Na nastawni było przytulnie i ciepło. Słychać było tykanie zegara. Nagle z zadumy wyrwał mnie przeraźliwy terkot centralki zapowiadawczej. Dyżurny ruchu stacji Mieroszów, pytał o pozwolenie na wyprawienie pociągu zbiorowego nr. 77776, który miał włączać wagony z toru GS-u. Były to wagony załadowane złomem z pobliskiej składnicy. Wagony te musiałem przyjąć do przewozu i wystawić listy przewozowe. Komputerów wtedy nie było a całą dokumentację pisano odręcznie. Odległości obliczano na podstawie WOT (Wykaz Odległości Taryfowych), przewoźne na podstawie taryf.
Po wjeździe pociągu na stację, po chwili wszedł na nastawnię kierownik pociągu i przywitał się ze mną.
-Cześć Zbyszek! Co masz dla mnie?-zapytał.
-Cześć Piotrze! Co tam słychać u sąsiadów?-zapytałem.
-Nic ciekawego, ale do Czechosłowacji jedzie coraz mniej wagonów. Ich parowozy wracają luzem do Mezimesti.
Siadł przy biurku i zaczął przeglądać podaną mu dokumentację przewozową. Wpisał wagony na wykaz R-7. W międzyczasie przejeżdżający pociąg osobowy zatrzymał się przy nastawni. Maszynista powiadomił mnie, że semafor wjazdowy G 1/2 jest ciemny. Biednemu zawsze wiatr w oczy!-zakląłem w duchu. Semafory oświetlano wtedy butlami z gazem propan-butan. Jedna pełna butla ważyła około 30-35 kg. Do semafora trzeba ją było nieść na własnych barkach około 500m. Kierownik pociągu wstał, pożegnał się i powiedział, że idzie do brankardu, tj. wagonu służbowego. Jak będzie można jechać po wagony, mam podać sygnał. Po ułożeniu drogi przebiegu i otworzeniu wykolejnicy na torze nr9, podałem sygnał "do mnie". Pod nastawnię podjechał parowóz Ty2-38. Maszynista, dobry znajomy, zatrzymał się za rozjazdem i podał sygnał, aby go przełożyć. Po zabraniu wagonów do pociągu i zgłoszenia gotowości wyprawiłem pociąg zbiorowy do stacji Kuźnice Świdnickie Osobowe. Na zegarze była godz. 0.10. Do godz. 3.00 miałem czas na wymianę butli na ciemnym semaforze. Wziąłem klucze, koszulki żarowe i latarkę. Na barki zarzuciłem pełną butlę z gazem. Zamknąłem nastawnię i udałem się w kierunku semafora. Cały czas miałem wrażenie czyjejś obecności za plecami. Odwróciłem się, jednak w świetle lamp stacyjnych nikogo nie było. Coś mi się zdawało!-pomyślałem. Po chwili światła lamp się skończyły i ogarnęła mnie wszechwładna ciemność, więc zaświeciłem latarkę. Wokół było ciemno i ponuro. Przechodząc torem nad wiaduktem linii Wałbrzych Główny-Jelenia Góra, zauważyłem na sąsiednim torze, między tokami szyn migocący ognik. Pewnie iskra z parowozu zapaliła podkład!-pomyślałem.
Będę wracał to zagaszę. Po chwili byłem pod semaforem wjazdowym, który rzeczywiście był ciemny. Po wymianie butli, semafor znów zaświecił swoje czerwone oko strażnika stacji. Cały czas miałem wrażenie, że jestem śledzony.
Zacząłem powrót na nastawnię. Wchodząc na wiadukt, zauważyłem migocące światełko na torze. Blask jego był jakiś dziwny, choćby poświata czy paląca się lampka karbidowa. Nad światłem zauważyłem białą, przeźroczystą postać, przez którą widać było lampy stacyjne. Nie miała ona jednak zarysu głowy.
Wtedy włosy zaczęły mi się jeżyć na głowie ze strachu!!!
Przecież jutro "Dzień Kolejarza", a w tym miejscu, równo rok temu zginął nasz kolega, dyżurny Władek R. To była rocznica jego śmierci. Zginął na mojej służbie i przyszedł prosić o modlitwę. Zerwał się wicher. Zniknęła biała postać, a światełko zgasło. Zrobiło się strasznie zimno. Jak znalazłem się na nastawni, nie wiem do tej pory. Nigdy o tym nikomu nie powiedziałem. Byłem prawie pewny, że koledzy dyżurni będą się śmiać ze mnie. Ja dopiero zaczynałem nabierać praktyki w kolejowym fachu i nie znałem dobrze zwyczajów panujących na kolei. Rano idąc do pociągu, poszedłem w to miejsce i z kamieni ułożyłem krzyż, w krzewach bzu rosnącego opodal. W następną rocznicę zapaliłem znicz. Do tej pory nikt chyba już nie pamięta tego wypadku. Ja odszedłem na delegację na inną stację i już tam nie wróciłem. Czy ktoś po mnie kultywuje tradycję palenia zniczy koledze? Czy jeszcze istnieje krzyż w miejscu, w którym go ułożyłem? Nie wiadomo...


autor: Zbigniew Szałkiewicz
ostatnia modyfikacja: 2010-01-31




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (0):


komentarze  autor