Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Maszynista Tomek

Tomek urodził się w 1915r., w małej wiosce pod Wołominem. Ojciec jego był kolejarzem. Pracował, jako nastawniczy na stacji Wołomin. Często z mamą, w niedzielne popołudnia, odwiedzali ojca na nastawni, przynosząc mu obiad. Nie mógł napatrzeć się parowozom, buchającym parą, ciągnącym niezliczoną liczbę wagonów lub jadącym z cichym sykiem, elektrycznym zespołom trakcyjnym kolei podmiejskiej. Wtedy, przyrzekł sobie, że zostanie maszynistą stalowych potworów. Podczas odwiedzin ojciec brał go na ręce i powtarzał: Synu, pamiętaj, oto przyszłość nasza i naszej Ojczyzny-Polski!
Pewnego wrześniowego dnia 1933r. ojciec nie wrócił ze służby, zmarł na zawał serca podczas służby. Zostali z mamą we dwoje, żyjąc ze skromnej renty po ojcu. Naczelnik stacji Wołomin, chcąc pomóc wdowie, pewnego razu zawołał Tomka do biura pytając: Czy chciałbyś pracować w parowozowni? Tomkowi zaiskrzył się wzrok, o tym marzył od dziecka. Naczelnik powiedział że potrzeba ludzi do parowozowni Warszawa Praga. Tomek przytaknął. Naczelnik stacji, dał mu pieniądze na przejazd do Warszawy i polecił zgłosić się do kadr jutro o godz. 8.00. Tomek nie spał całą noc, był przejęty tym co czeka go nazajutrz. Mama próbowała go uspokoić, jednak bezskutecznie. Aby, się nie spóźnić, wstał skoro świt, umył się, ubrał w co miał najlepszego, zjadł skromne śniadanie i pobiegł na stację. Pierwszy raz jechał samodzielnie pociągiem. Po przybyciu do Warszawy, odszukał parowozownię i biura. Tam już na niego czekano. Po wielu badaniach został przyjęty do pracy, jako praktykant palacza parowozu, lokomotywowni Warszawa Praga. Na drugi dzień, o godz. 6.00 miał się zgłosić do dyspozytora, po przydział do drużyny trakcyjnej. Dostał przydział na parowóz pośpieszny. Maszynista, starszy człowiek z sumiastymi wąsami i wielką "cebulą" z dewizką w kieszonce, zapytał: Dasz sobie radę? Na parowozie praca ciężka! Tomek odpowiedział, że będzie ze wszystkich sił się starał, aby ich maszyna była najpiękniejsza w praskiej "szopie". Z czasem, z maszynistą nawiązała się przyjaźń. Tłumaczył on Tomkowi zawiłości budowy parowozu, sygnalizacji i innych przepisów kolejowych. Opowiadał, o swojej rodzinie, dzieciach i wnukach. Parowóz wspólnie z drużyną trakcyjną wystukiwał na złączach szyn, setki i tysiące wspólnie przejechanych kilometrów...
Pewnego razu Tomek, po powrocie ze służby stwierdził, że w domu nikt go nie wita, jest, jest cicho i smutno. Sąsiadki powiedziały, że mama jest w wołomińskim szpitalu, gdyż zemdlała na podwórzu. Po chwili przyszedł granatowy policjant, który oznajmił Tomkowi, że matka zmarła w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Został sam. Po skromnym pogrzebie, coraz rzadziej zaglądał do domu. Stał się małomówny i skryty. Często spał na ławie w parowozowni. Pan Jan, maszynista Tomka, zauważył te niepokojące zmiany i zaproponował, aby przeniósł się do nich, do Marek, gdzie mieszkał razem z żoną. Tomek, po dłuższym wahaniu, wyraził zgodę.
Oprócz grobu rodziców, z Wołominem, nic go więcej nie łączyło.
Dom pana Jana był mały, bielony wapnem. Stał w pobliżu torów kolejki mareckiej. Po służbie razem pojechali do Marek. Żona pana Jana, pani Maria, uprzedzona przez męża, żywo zakrzątnęła się przy kuchni. Rozmowom nie było końca. Nim się spostrzegli zapadła noc, trzeba było iść spać. Rano jechali pośpiesznym do Poznania. I tak Tomek, na stałe pozostał w domu maszynisty...
...Nadchodził rok 1939. Wszędzie mówiło się o wojnie. Polska również przygotowywała się do niej. W parowozowni ogłoszono egzaminy na maszynistów, gdyż trzeba było uruchomić dodatkowe pociągi wojskowe. Tomek zaczął pilnie się uczyć, często zarywając noce. Pomagał mu w tym pan Jan. W kwietniu nadszedł czas egzaminów. Zdał celująco i dostał dyplom maszynisty parowozów. Pan Jan z żoną gratulowali mu serdecznie a pani Maria wyciągnęła nawet butelkę wina, skrzętnie chowaną na tę okazję. Tomaszowi przekazano ciężki parowóz towarowy, służący do wożenia transportów wojskowych. W połowie sierpnia został wezwany do naczelnika parowozowni. Po przybyciu, ten wręczył mu zalakowaną kopertę z Departamentu Wojskowego. Gdy przeczytał, zbladł. Został powołany do Twierdzy Modlin, w charakterze maszynisty pociągu pancernego. Miał tam stawić się na drugi dzień. Po przybyciu do Twierdzy, objął parowóz Tki, wraz z pociągiem pancernym...
...Dnia 1 września 1939r. hitlerowskie Niemcy, napadły na Polskę. Walki trwały długo. Były ciężkie i krwawe. Gdy nie było już gdzie się cofać, załoga zniszczyła pociąg pancerny. Po zajęciu Polski przez najeźdźców, Tomek przeszedł do konspiracji. Wyjechał z Warszawy i walczył w oddziale Armii Ludowej, w obwodzie kieleckim. Toczyła się "bitwa o szyny". Co noc zwalały się z nasypów niemieckie transporty wojskowe. Zdarzało się, że w niemieckich parowozach wybuchały kotły, zacierały się panewki a w maźnicach wagonów znajdowano piasek...
...Zbliżał się rok 1944. Armia Czerwona i Ludowe Wojsko Polskie, były coraz bliżej granic Polski. Gdy, w Chełmie w dniu 22 lipca 1944 r. powstał Rząd Polski, Tomek z lasu powrócił do pana Jana i pani Marii.
1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie, które zastało Tomka w praskiej parowozowni. Zgłosił sie do oddziału bojowego w Śródmieściu. Walczył dzielnie, choć brakowało broni i amunicji, ale nie brakowało zapału. W pierwszych dniach września, został ranny w rękę. Sanitariuszki opatrzyły go, ale lekarz zabronił walczyć. W ostatnich dniach Powstania, z ręką na temblaku, nocą przedostał się przez Wisłę i pieszo ruszył do Marek. To co zastał, zmroziło mu krew w żyłach. Domku pana Jana nie było. Trafiła go niemiecka bomba. Na pobliskim cmentarzu, były groby pana Jana i pani Marii. Tomasz nie miał już nikogo bliskiego. Po wyzdrowieniu i wyzwoleniu Warszawy organizował życie w parowozowni Warszawa Praga.
Tu zastał go koniec wojny, jednak za dużo smutnych wspomnień miał tu. Tomasz postanowił wyjechać na Ziemie Odzyskane...
...Długo zastanawiał się co robić?, dokąd jechać? Mówiono, że na Dolnym Śląsku potrzeba maszynistów, bo parowozów jest dużo. Wybrał Wałbrzych, ponieważ kochał góry i wspominał je ze szkolnych wycieczek. Po tygodniowej podróży, w ścisku i tłoku, wysiadł zmęczony na stacji Wałbrzych Główny. Zauważył bowiem zabudowania parowozowni, obrotnicę i szopę wachlarzową. Zgłosił się do kadr, tam przyjęto go z otwartymi rękami. Były nowe parowozy, ale brakowało maszynistów. Przyjął parowóz Ty2-38. Z czasem, coraz więcej maszynistów zasilało szeregi braci kolejarskiej. Podczas wypisywania tzw. przetoczek, poznał przecudnej urody dyżurną ruchu na jednej ze stacji. Latem 1946r. wzięli ślub. Urodziło im się dwoje dzieci, córka i syn. Z czasem, Tomasz uzyskał prawo kierowania lokomotywami elektrycznymi i zaczął prowadzić pociągi nowiutkim ET21, odebranym osobiście z wrocławskiego PaFaWaGu. Przeprowadzili się do Wrocławia, Tomasz przesiadł się na nowe EU07. Ani się spostrzegł jak dzieci dorosły, pokończyły studia(oczywiście kolejowe) i rozpoczęły samodzielną pracę. Tomasz swoim EU07 prowadził pociągi pasażerskie po całej Polsce.
Poprostu robił najlepiej to, o czym marzył od dziecka...
...Nadszedł rok 1970. Tomasz pracował tylko do końca roku. Odchodził na tak zasłużoną emeryturę. Nadchodziło Boże Narodzenie...
...W perony wrocławskiego dworca wtoczył się ośnieżony pociąg Nr. 1609 relacji Warszawa Wschodnia-Jelenia Góra. Ciągnęła go lokomotywa elektryczna EU07, tu miała być zmiana maszynistów. Tomasz nie czuł się najlepiej, ale służba dla kolejarza rzecz święta. Żony nie było, pojechała do córki, dopilnować wnuków. Na zewnątrz szalała zamieć. Tomasz zwlókł się z łóżka, umył i wyszedł wcześniej, aby na czas dojść do stacji. Gdy przyszedł, opóźniony pośpieszny, właśnie wjeżdżał w perony. Po przyjęciu lokomotywy, życzyli sobie Wesołych Świąt. Kierownik pociągu dał sygnał "odjazd" i pociąg ruszył, w kierunku Jeleniej Góry. Najbliższy postój mieli w Jaworzynie Śląskiej. W kabinie maszynisty słychać było, ciche rozmowy w radiotelefonie oraz klikanie czuwaka SHP(samoczynne hamowanie pociągu), naciskanego przez maszynistę. Wszędzie semafory wskazywały sygnał"wolna droga", jednak opóźnienie było zbyt wielkie, aby go nadrobić. Po minięciu stacji Kąty Wrocławskie, Tomasz poczuł ból z lewej strony klatki piersiowej. Ból narastał, chciał sięgnąć po słuchawkę radiotelefonu, jednak nie zdążył. Mgła przesłoniła mu oczy. Ostatnim odruchem zdążył przestawić nastawnik jazdy w pozycję "0". Po minięciu tarczy ostrzegawczej semafora wjazdowego, zadziałało SHP. Pociąg z piskiem hamulców, zatrzymał się w szczerym polu. Dyżurna ruchu z pobliskiej stacji kilkakrotnie wzywała maszynistę, pytając dlaczego się zatrzymał, co się stało? Jednak w eterze panowała pełna napięcia cisza. Po dłuższej chwili kierownik pociągu, wszedł na elektrowóz i zauważył, leżącego twarzą na wyłączonym nastawniku jazdy maszynistę Tomasza. Powiadomił dyżurną ruchu i próbował go reanimować, lecz bezskutecznie, serce maszynisty przestało już bić. Przybyły lekarz stwierdził, zgon na zawał serca.
Pochowano maszynistę Tomasza na jednym z wrocławskich cmentarzy, ze wszystkimi honorami, należnymi tak zasłużonym kolejarzom.
Odszedł na wieczną służbę, jeszcze jeden z nas!
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI!!!


autor: Zbigniew Szałkiewicz
ostatnia modyfikacja: 2010-01-31




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (0):


komentarze  autor