Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Historia pewnego pilota

Janek urodził się w maleńkiej wiosce koło Nowego Sącza. Pochodził z biednej wiejskiej rodziny. Mieli kawałek niezbyt urodzajnej ziemi a gdy podrósł, pomagał matce ją uprawiać. Ojciec wynajmował się do pracy u bogatszych gospodarzy. Słyszało się, że ciągle ktoś z wioski i okolicznych miejscowości wyjeżdżał z rodziną za ocean, w poszukiwaniu lepszego życia. Rodzinie Janka coraz trudniej było utrzymać się z małego poletka. Ojciec też rzadko znajdował pracę. Powoli zaczynał się ogólnoświatowy kryzys. Ojciec stawał się coraz bardziej milczący i ponury. Aż pewnego dnia podjął decyzję. Sprzedał wszystko co mieli i zapisał się wraz z rodziną na wyjazd do Ameryki. Ledwie starczyło na podróż statkiem handlowym. Nie było tam kabin i żadnych luksusów. Płynęli bardzo długo w niewietrzonych ładowniach jako tako przystosowanych do podróży. W nocy można było wyjść na pokład, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Majgorzej było podczas sztormu. Ludzie zamknięci w stalowym pudle obijali się po ładowni złorzecząc matce naturze. Statek tańczył po falach jak łupinka orzecha. Po kilku dniach ocean ucichł. Aż któregoś dnia usłyszano z pokładu krzyk: Ziemia!Ziemia!. Była to Ameryka, ich Ziemia Obiecana. Po przycumowaniu statku do nowojorskiego portu po trapie zeszli na ląd. Czekały tam wolontariuszki Polonii amerykańskiej, które rozdawały przybyłym koce, gorącą herbatę i kanapki. Po załatwieniu wszystkich formalności przez Urząd Imigracyjny, podstawiono autobusy, które zawiozły ich na stację kolejową. Tam czekał już pociąg, który miał ich zawieźć do Detroit. Janek nie mógł się nadziwić, jaki to duży i bogaty kraj. Po przyjeździe na miejsce skierowano ich do stojących przed stacją autobusów. Rodzina Janka została zawieziona do małego, schludnego domku na przedmieściu Detroit. Dzieci wysłano do szkoły a Rodzice dostali pracę w zakładach General Motors. Wtedy w prasie ukazała się notatka o wybuchu wojny w Europie. Korespondenci donosili o walkach na Westerplatte, o obronie Poczty Gdańskiej, o bitwie nad Bzurą, Wizną i oblężeniu Warszawy.
Amerykanie mało się tym interesowali, ponieważ Europa leżała daleko od USA. Po kapitulacji Warszawy i okupacji Polski ludzie chodzili źli i markotni. Mimo że wybrali inną Ojczyznę, to Polska nadal była bliska ich sercom...
...Janka powołano do wojska. Całe swoje młode życie marzył aby zostać lotnikiem. Po wielu badanich i egzaminach został przyjęty do Armii Stanów Zjednoczonych jako kandydat na pilota. Aż nadszedł tragiczny dzień 07.12.1941 roku. Japończycy bez wypowiedzenia wojny, zaatakowali bazę amerykańską US Navy w Pearl Harbor na Hawajach. Rano prezydent USA Delano Roosevelt, przemawiając w parlamencie, oglosił swą decyzję o przystąpieniu Ameryki do wojny. Japonia obudziła dzremiącego lwa...
...Przemysł amerykański szybko przestawił się na produkcję wojenną. W zakładach General Motors, Forda i innych zaczęto produkować czołgi, silniki lotnicze i ciężarówki dla wojska. Janek był prymusem w szkole lotniczej i po jej ukończeniu został pilotem bombowym US Air Force. Latał samolotem Boeing B-17 Superfortess tzw. Latającą Fortecą. Latali nad ocean polując na niemieckie okręty podwodne Ubooty. Na początku 1944 roku przeniesiono ich do Anglii. Tam dostali nowe samoloty B-24 Liberator. Tam zaczęto szkolenie w nocnych lotach a po jego zakończeniu zostali grupą do zadań specjalnych.
Janek został dowódcą jednego z samolotów, które były przystosowane do przewozu ładunków i ludzi. Latali nocami nad okupowaną Belgię, Francję, Polskę i inne kraje. Pomagali również w inwazji na kontynent w czerwcu 1944r.
Po wyzwoleniu Włoch zostali przebazowani na lotnisko w Brindisi. Stąd latali z pomocą dla powstańców warszawskich i oddziałów partyzanckich. Janek kilka razy przeskoczywszy Tatry przelatywał nad rodzinną wioską. Co wtedy myślał? Może o tym, czy w powojennej Polsce znajdzie się miejsce dla niego? Obiecał Rodzicom, że po zakończeniu wojny powróci do Polski, do swej prawdziwej Ojczyzny. Z odprawy przed lotem wiedział, że Niemcy zbudowali na drodze ich przelotu stacje radiolokacyjne typu "Freya". Połączone z działami przeciwlotniczymi kalibru 88mm stanowiły zaporę nie do przebycia dla powolnych bombowców. Starał się unikać niebezpiecznych sytuacji...
...Był wrzesień 1944r. Coraz częściej latali ze zrzutami nad płonącą Warszawę. Noc była ciepła i parna. Po starcie z lotniska w Brindisi Janek ustawił manetki obrotu silników do lotu poziomego. Cieszyli się bardzo, ponieważ był to ich ostatni lot przed powrotem do Stanów. Za horyzontem widać było błyski. Albo wybuchy, albo burza!-pomyślał Janek. Co chwilę wzrok jego padał na podświetloną mgłym, zielonkawym światłem tablicę przyrządów. Wszystko było w porządku. Jednak nikt z nich nie wiedział, że wysokościomierz który wymieniono nie został skalibrowany i zawyża wysokość. Powoli zbliżali się do Tatr. I tu nagle wpadli w mgłę tak gęstą, jak mleko. Janek sprawdził przyrządy. Wszystko okey!-rzekł do siedzącego z tyłu nawigatora. Ale mleko!-odrzekł tamten. Nagle usłyszeli trzask na prawym skrzydle a samolot zachybotał się na boki. Nawigator spojrzał przez okno lecz prócz bieli niczego nie zauważył. Po chwili Janek zauważył wyłaniającą się z mgły górską ścianę. Ściągnął wolant na siebie i pchnął manetki obrotów do przodu. Cztery potężne silniki Pratt&Whitney zawyły na pełnych obrotach. Jednak brakło czasu na przeskoczenie szczytu. Po chwili z wielką siłą wbili się w zamglony tatrzański szczyt. Samolot jak kula ognia toczył się po zboczu, rozrzucając wkoło rozżarzone cząstki. Po chwili mgłę rozświetliła łuna pożaru. Po jakimś czasie wszystko ucichło i w dalszym ciągu pozostały tylko mokre i zamglone Tatry. Czyżby czekały na następną ofiarę? W dalekim Brindisi kontroler lotów odnotował lakoniczną uwagę: Załoga nr.... nie powróciła z lotu bojowego. A miał to być ich ostatni lot przed powrotem!


autor: Zbigniew Szałkiewicz
ostatnia modyfikacja: 2010-01-31




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to: 4
Ilość głosów: 1

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (0):


komentarze  autor