Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Dramat kobiety pracującej

 KOBIETA  U  WETERYNARZA

satyra

 

Do  lecznicy zwierzęcej  kobiecina  wpada

i od progu żąda, aby ktoś  ją  zbadał.

 

Facet w kitlu tłumaczy, że nie jest lekarzem

dla  ludzi,

lecz  weterynarzem!

 

-  Bardzo dobrze, bo ja się człowiekiem  nie  czuję.

 

- Nie, nie,  miła pani,  głośno protestuję!

Przypadłość, z którą  przyszłaś całkiem  mi nieznana.

Kobiety podziwiam, ale ich nie badam.

 

- Ja   jednak  nalegam. Mam  taką  nadzieję

że mi pan  wyjaśni, kim naprawdę jestem.

 

-   Nie jest   pani kotem, pieskiem ani  żabką,

na oko nie widać byś  była  wariatką,

jednak  do weterynarza leczyć się przychodzisz,

a ja nie  rozumiem  o co tutaj chodzi.

Nie powinnaś  przypadkiem zajrzeć  do psychiatry?

Tu się tylko   zwierzętom wypisuje  karty.

 

- Może  zwariowałam,  może  świat  i    ludzie

odarli z człowieczeństwa, pozbawili  złudzeń,

nas, słabe kobiety…

Nie wiem,  sen czy jawa…

Odmówić pomocy lekarz  nie ma prawa

skoro leczy  koty, krowy, tudzież  świnie,

kiedy  ja,  nieszczęśliwa, w durnym świecie  żyję…

 

- No dobrze, już dobrze, więc w słuch się zamieniam

chociaż, prawdę mówiąc, uprawnienia nie mam…

Dziś wyjątek zrobię  dla pięknej kobiety,   

której brak jest… czegoś…

Pani nie zaprzeczy?...

 

- Ma pan rację,   jednakże proszę dać mi  mówić,

bo gotowa(m)  się zaciąć albo wątek zgubić

w kwestii dość istotnej, zwierzęciem się czuję (!!!),

tylko jakim, nie wiem,  tego nie pojmuję,

 

bo, gdy  rano  wstaję – kobieta powiada -

po domu  się kręcę,  jak kocur  sąsiada,

a do biura  pędzę  niczym  koń do gaju,

jak małpa  się czepiam  pełnego tramwaju.

 

Z ciasnego wagonu, w  tłoku   i  zamęcie

jak  kangur wypadam   na trzecim  zakręcie,

by pognać na przełaj po drodze, jak  zając

dziury i szczeliny w podskokach  mijając.

 

A w pracy,  codziennie,  zwykle już  od rana,

niczym    pszczoła  miodna  tak  zapracowana

że  nie widzę   świata   oprócz  (ula) biura   swego,

i  w końcu  zagubiłam  gdzieś   właściwe  Ego,

 

Już nie wiem kim   jestem,   koniem czy  papugą,

choć  zegar   wskazuje, że fajrant niedługo,

nie cieszę się wcale… Wracam  wyczerpana

jak wielbłąd  torbami tak  obładowana,

 

że  garby mi rosną…  Jak osioł  haruję,

piorę, sprzątam, wycieram,  obiady  gotuję

dla męża i gromadki naszych wspólnych   dzieci,

a jeszcze statki zmywać, segregować   śmieci

 

trzeba po kolacji… Kierat się nie kończy,

wierna swemu panu, niczym pies obrończy

jak lwica   bronię  gniazda, tudzież  stada swego

i tylko… zagubiłam gdzieś właściwe Ego…

 

Ciemna  noc zapada… Cóż może się zdarzyć?

Nie pragnę nic zgoła, nie mam żadnych marzeń

prócz jednego  tylko, bym to wytrzymała…

i słyszę głos męża: „No nie wierć się mała,

bo łóżko się  buja i   sprężyna trzeszczy (!)…”

stąd  gniew mój  tłumiony i  nastrój złowieszczy.

 

Więc zbadaj  mnie zaraz, zbadaj mój  doktorze,

być może  terapia   pana  mi  pomoże,

i może jakimś cudownym paralekiem

sprawisz, że   nareszcie, stanę się  człowiekiem!

 

Lekarz  się zamyślił,

dech wstrzymał na  moment

szepcząc: „Boże!

jakbym słyszał swoją  własną  żonę”…

 

 

 

 

 


autor: Maria Mickiewicz-Gawędzka
ostatnia modyfikacja: 2020-03-08




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to: 5
Ilość głosów: 1

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (4):


4. 2012-11-25

Ha, ha, ha .... Bardzo fajny wiersz, nieźle się uśmiałam. Nie będzie chyba przesadą jeśli napiszę, że [przynajmniej dla mnie] jest lepszy od oryginału. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba.
Podpis: Dorota



3. 2012-11-25


Podpis: Dorota



2. 2012-11-23

Ano, zachciało się kobietom emancypacji, to teraz mamy takie stwory!

Fajne, bardzo fajne !


Podpis: leniwa



komentarze  autor